Miniony
miesiąc uznaję za książkowo udany. Między ostatnimi egzaminami na studiach i
pracą zdołałam przeczytać cztery tytuły. Czy to dużo? Na pewno znajdą się tacy,
którym ten wynik nie zaimponuje, jak i tacy, którzy chcieliby mieć tyle czasu,
żeby pochłonąć choć tyle.
Na początku roku postawiłam sobie za cel w końcu wrócić do książek żałośnie spoglądających na mnie z półki „nieprzeczytane”, ewentualnie sięgnąć po coś z literatury faktu lub klasyki prozy. O ile klasyków w lutowym podsumowaniu nie uświadczymy, to już trzy i pół reportażu jak najbardziej. Zapraszam do zapoznania się z moimi wrażeniami.
Na początku roku postawiłam sobie za cel w końcu wrócić do książek żałośnie spoglądających na mnie z półki „nieprzeczytane”, ewentualnie sięgnąć po coś z literatury faktu lub klasyki prozy. O ile klasyków w lutowym podsumowaniu nie uświadczymy, to już trzy i pół reportażu jak najbardziej. Zapraszam do zapoznania się z moimi wrażeniami.
1)
Gerald Posner „Dzieci Hitlera. Jak żyć z piętnem
ojca nazisty”
Czy daleko pada jabłko od
jabłoni? Takie pytanie mógł zadać sobie sam każdy z bohaterów książki Posnera.
Autor przeprowadzając wywiady z dziećmi najbardziej rozpoznawalnych i
wpływowych nazistów poznaje co znaczy żyć w cieniu czynów swoich rodziców. Jak oceniać
rzeczy niewyobrażalne? Gdzie stanąć, gdy nie sposób być wiernym wartościom i
rodzinie jednocześnie? Jak zrozumieć dwoistość natury człowieka z którym się
żyje? A może wcale nie ma żadnej dwoistości? Posner poprzez dobór bohaterów i
historii zdecydowanie jawi się jako reporter, którzy nie przyszedł z własną
tezą, a dał rozmówcom przestrzeń do podzielenia się tym czym sami chcieli.
Efekt, który otrzymał, mnie poruszył do głębi.
2)
Tomasz Kwaśniewski „W co wierzą Polacy? Śledztwo
w sprawie wróżek, jasnowidzów, szeptuch…”
Wielkim zaskoczeniem była dla
mnie informacja jak wielu współcześnie żyjących korzysta z usług wróżek,
jasnowidzów i osób im podobnych. Tomasz Kwaśniewski wprowadza nas podczas niespełna pięciuset stron (w zależności od
wydania liczba stron może się różnić) w świat magii, która realnie oddziałuje
na nasze codzienne życie. Staje się obiektem testowym kolejnych eksperymentów
aby na własnej skórze przekonać się co znaczy widzieć duchy, jak wygląda sabat
czarownic i jak trudno jest w Polsce znaleźć kogoś, kto zgodzi się zostać
ofiarą klątwy. Lekkość języka i krótkie rozdziały sprawiają, że książka jest
idealną towarzyszką podróży autobusowych.
3)
Ros Moriarty „Pieśń Aborygenki. Podróż w głąb
duszy Australii”
Największy zarzut jaki mam do „Pieśni
Aborygenki” to fakt, że książka, którą zakupiłam z myślą o odkryciu czegoś
więcej na temat życia Aborygenów poświęci dużą część na historię samej autorki
i rozwijania jej firmy. Czy dowiedziałam się czegoś na temat rdzennych
Australijczyków? Tak, jak najbardziej. Natomiast większą część tytułu
zwyczajnie się nudziłam, oglądając scenki rodzajowe z życia w mieszanej
rodzinie.
4)
Filip Springer „Dwunaste: nie myśl, że
uciekniesz”
Książka z pogranicza reportażu i
literatury pięknej była moim pierwszym zetknięciem z prozą Springera. Poniekąd
wybrana z myślą, że uda mi się dotrzeć na spotkanie autorskie, ostatecznie po
przeczytaniu nie czułam już potrzeby rozmowy z autorem. Plus, czy minus?
Książka jest kompletna, mówi w całości za siebie, nie czułam potrzeby
doprecyzowania jej zawartości podczas spotkania. Początkowo czułam się nią zawiedziona,
ponieważ wybrałam ją jako reportaż o Duńczykach i ich życiu, a otrzymałam wywód
na temat Prawa Jante i najlepszą reklamę książki „Uciekinier przecina swój ślad”,
natomiast może to być mój błąd, jako że nie robiłam przed lekturą researchu na
jej temat. Po czasie zaczynam dostrzegać więcej walorów reportażu. Dwunaste to
książka o bardzo ciekawej konstrukcji. Rozdziały pogoni za tajemniczym Olem,
przeplatane są historiami związanymi z kolejnymi duńskimi mostami, fragmentami
Uciekiniera oraz życiem Aksela Sandemose’a. Elementem spójności jest Prawo
Jante wokół którego toczy się opowieść. Poszczególne fragmenty przybliżają nam elementy
stylu bycia Duńczyków, natomiast nie w sposób wiarygodny lub możliwy do
uogólnienia na cały naród. Niestety, w przeciwieństwie do wspomnianego już dziś
przeze mnie Posnera, Springer wydaje się znacznie bardziej pisać pod pewną tezę.
Być może będę w tym miejscu krzywdząca, ale nie czuję u niego tej samej
otwartości. Mam nadzieję natomiast znaleźć ją w kolejnych tytułach po które
sięgnę.
Komentarze
Prześlij komentarz