Lubię gdy książka coś we mnie drażni

Kiedyś partner podsumował moje wybory czytelnicze sformułowaniem: "No bo ty lubisz takie smutne książki". W pierwszym momencie zaprzeczyłam, bo przecież zdarza mi się nierzadko sięgać po tytuły bardziej optymistyczne jak choćby Siła Marzeń Miłki Raulin, o której ostatnie co można powiedzieć, to że to smutna książka albo Jak oni pracują Agaty Napiórskiej. Po chwili namysłu jednak doszłam do wniosku, że wiele pozycji z którymi się zapoznaję streszczonych w jednym zdaniu może dawać wrażenie książek negatywnych, a ja po prostu lubię, gdy książka coś we mnie drażni.

My, ludzie, którzy doceniamy drażniące książki, lubimy się dowiadywać. Jeśli książka zostawia nas w tym samym mentalnie miejscu, w którym ją rozpoczynamy, to znak, że prawdopodobnie wybraliśmy zły tytuł. Być może znaliśmy temat zbyt dobrze, a wybraliśmy pozycję dla laików. A może zwyczajnie autor zalał nas morzem truizmów. Jedno jest pewne, lubimy poszerzać swoje horyzonty. Sięgać po nowe tematy albo patrzeć na znajome z innej perspektywy. Konfrontować, analizować, przyjmować i odrzucać. Często warto zrozumieć odmienny punkt widzenia, nawet jeśli ostatecznie mamy pozostać przy swoim. Czasem książka drażni, bo pokazuje nam pewną prawdę o nas samych. Pozwala lepiej poznać siebie i swoje otoczenie, daje kontrast. Jak mam zrozumieć przywilej urodzenia w kraju rozwiniętym, jeśli nie znam realiów w innych częściach świata? Jak mam zrozumieć fenomen pewnych wyborów politycznych społeczności, nie znając dobrze ludzkiej psychiki? Na jakiej podstawie mam wyciągać wnioski na przyszłość, nie znając przeszłości?

Wybór takiej lektury może mieć różnorakie konsekwencje. Po pierwsze świat przestaje być łatwy. Wybory wynikające z tradycji i wychowania przestają być wystarczające. Obcując z szerszym spojrzeniem na konkretne problemy można dojść do wniosku, że wcale nie jest się zadowolonym ze swojej dotychczasowej odpowiedzi na nie. Każde kolejne spojrzenie uświadamia tylko, że nie ma na świecie dobrych odpowiedzi. Że każda decyzja obarcza kogoś jej konsekwencjami.

Ale książki, które drażnią sprawiają, że dojrzewamy. Literatura obyczajowa o konflikcie matki z córką może pomóc zrozumieć punkt widzenia drugiej strony i przepracować realną relację. Literatura science fiction, może w pewną metaforę ubrać społeczny problem, pozwalając ocenić go z dystansu. Literatura faktu pozwala poznać realia rządzące światem, nagłaśniać sprawy trudne, ale też kreować myślenie zbiorowe (o ile możemy mówić o wpływie literatury przy tak niskim poziomie czytelnictwa). Reportaże choćby Kopińskiej pomagają ofiarom zbrodni zaznać sprawiedliwości.

W erze mediów społecznościowych wszyscy znajdujemy się w informacyjnej bańce. Serwowane są nam treści dopasowane pod nasze gusta i poglądy. Musimy być świadomi, że spora część świata po prostu nas omija. Mając wybór między książką, która pozostawi mnie z uczuciem zachowania statusu quo i tą, która wedrze się do głębi tylko po to, żeby wywrócić mi flaki na drugą stronę znacznie częściej wybiorę tę drugą. Docenię książkę, która owszem będzie rozrywką, ale będzie też czymś więcej.

I to nie jest tak, że to zawsze musi być książka smutna. Tylko że teksty mające prowadzić do zmiany nas samych lub społeczeństwa nie będą przez trzysta stron opiewać stanu zastanego. A początkiem rozwiązywania problemu nie jest jego ukrycie, a rozgrzebanie i porządne oględziny.

Komentarze