O brzuchu słów kilka.

 - Kochanie, on się tu nie zmieści - oświadczyłam partnerowi  z przekonaniem graniczącym z pewnością. No bo niby jak?

- Gdzie? - spytał, mimo tego, że w ostatnim czasie różnych pełnych przekonania sformułowań z mojej strony padało całkiem sporo i nie wszystkim należała się nagroda i uznanie.

- No tutaj - to mówiąc wskazałam na swój brzuch, który od kilku tygodni dumnie pęczniał. Znajdował się w najmniej urodziwym stadium pomiędzy fazą, kiedy ciąży jeszcze w ogóle nie widać, a tym w którym zyskuje się miejsce siedzące w autobusie z automatu. W tym niezręcznym stadium, kiedy część nie ustąpi mi miejsca, nie chcąc mnie urazić, jeśli brzuch jest wynikiem miłości, ale do produktów spożywczych, a część po prostu uzna, że nie dbam o swoją sylwetkę należycie. Czasami wychodząc z domu miałam ochotę oprócz maseczki zawiesić na sobie tabliczkę z napisem: "To nie kalorie, tylko mój syn".

Partner parsknął, najwidoczniej idea tego, że dziecko miałoby się nie zmieścić nie mieściła mu się w głowie.

- Słoneczko, jestem przekonany, że wiele kobiet przed tobą miało dokładnie takie same obawy. Zmieści się.

Ale jak?

***

To niesamowite, że kiedy wydaje się, że brzuch już większy być nie może, a mieści w sobie raptem pół kilograma małego człowieka, nagle znajduje w sobie wystarczająco przestrzeni na prawie cztery kilogramy. Niewyobrażalne, chyba zwyczajnie trzeba to przeżyć.

Pierwsza ciąża jest trochę przerażająca. Człowiek do końca nie wie w co się pakuje nawet jeśli wcześniej naczytał się mądrych książek i skonsultował temat z bliższą i dalszą rodziną oraz znajomymi. Zwyczajnie nie opiszesz nikomu uczucia, gdy mały pasożyt tańczy na twoim pęcherzu albo wymachuje kończynami w inne strony. Nie przygotujesz na natłok gadżetów z których większości nie wiesz nawet jak użyć. Kto poza osobami związanymi z branżą medyczną i matek wie, że ciążę się liczy od ostatniego okresu, a nie owulacji?

***

- Czujesz?

- Nie.

- A teraz?

- Nie.

- Może bardziej tutaj?

- Nie.

Manewrujemy ręką partnera uporczywie próbując nakierować go na kopnięcia malucha. Cały czas się łudzę, że może już poczuje z zewnątrz. Sama nie wiem na ile czuję cokolwiek ręką z zewnątrz, a na ile po prostu sobie wmawiam, bo czuję ruchy od wewnątrz.

- O, teraz? - na twarzy lubego wykwitł szeroki uśmiech i fascynacja.

- Ehm... Nie, kochanie, teraz się nie rusza. To akurat były gazy.

***

Jeszcze trzy i pół miesiąca przygody przed nami. Nie wiem, czy będę się dzielić przemyśleniami. W sieci wiele jest osób, które to robią. Nie sądzę, żeby moje miały być jakieś nadzwyczajne. Ale nie potrafię też tego ignorować. W końcu, dla nas to coś ważnego, poniekąd moment, gdy stajemy się rodziną.

Komentarze