Czy wyzwania książkowe mają sens?

Początek stycznia jest czasem zwiększonej motywacji i mobilizacji. Łatwiej jest wtedy podjąć się zadań z którymi zwlekaliśmy już od tygodni, miesięcy, a może nawet lat. Co roku obserwuje się w naszym książkowym światku wysyp wyzwań, które przynajmniej w założeniu mają nam pomóc poszerzyć czytelnicze horyzonty, znaleźć czas na lekturę, czy też zwyczajnie pomóc ograniczyć liczbę nieprzeczytanych woluminów na regałach. I choć w tym roku liczba zaproponowanych nam nowych wyzwań nie jest zbyt imponująca, to wciąż możemy liczyć choćby na "Wielkobukowe bingo", "Wyzwanie czytelnicze lubimyczytac.pl", czy stale obecne "Przeczytam 54 książki w tym roku". Tylko, czy warto się w nie w ogóle angażować?

Ludzie mają różną skłonność do rywalizacji. To co dla jednych, jest impulsem do podjęcia działania, dla innych stanowi wręcz czynnik demotywujący. Podejmując się wyzwania warto najpierw przeanalizować siebie i swoje skłonności. Nasz charakter będzie determinował, czy wzięcie udziału w jakimś wyzwaniu okaże się dla nas pożyteczne, czy szkodliwe. Ale co właściwie takie wydarzenia mogą nam zaoferować?

 

Poczucie wykonania zadania.

Osobiście uwielbiam odhaczać na liście wykonane zadania, zapisywać ukończone tytuły, dawać sobie małe dowody codziennej skuteczności. To co dla innych bywa przykrym obowiązkiem o którym trzeba pamiętać, dla mnie jest nagrodą i napędza mnie do kolejnych działań. Kiedy mam na papierze dowód na to, że udało mi się osiągnąć jakiś zamierzony cel, łatwiej mi zmotywować się w słabszych chwilach. I nie chodzi nawet o to, że muszę wykonać wyzwanie na sto procent, żeby odczuć jego pozytywny skutek, wystarczy, że mogę sobie powiedzieć, że zrobiłam siedemdziesiąt albo osiemdziesiąt procent. To wciąż dużo, a dzięki braku zero jedynkowego podejścia nie boję się próbować, tylko działam.


Bycie częścią społeczności.

Nie da się ukryć, że wokół internetowych wyzwań tworzą się grupy, gdzie uczestnicy wzajemnie motywują się do działania. Czasem miło jest porównać się do innych, a czasem złapać od nich odrobinę inspiracji w kontekście wybieranych tytułów. Jeśli należymy do osób towarzyskich, sama frajda z bycia cząstką społeczności może sprawiać, że cel który sobie postawiliśmy okaże się bardziej atrakcyjny, skąd już tylko krok do szybszej i przyjemniejszej jego realizacji. Ponadto grupę łączą doświadczenia. Koleżanka z pracy może nie rozumieć, co nadzwyczajnego jest w wygrzebywaniu klasyków literatury światowej zamiast cieszenia się współczesnym kryminałem albo jak to się w ogóle stało, że połowa książek na twojej półce leży od ponad roku nieprzeczytana. Czasem warto porozmawiać z kimś, kto faktycznie podziela nasze przeżycia i z kim dużo łatwiej będzie nam się identyfikować. Kto przeżywa zbliżone trudności i może w związku z tym skuteczniej doradzić nam jakieś rozwiązania albo zwyczajnie z kim będzie można obśmiać swoje niepoprawne przyzwyczajenia.


Opracowany plan.

Nie bez powodu firmy realizują swoje cele przy użyciu planu. Schematy zadań, które realizujemy pomagają nam ostatecznie zrobić więcej i szybciej. Skraca się droga od podjęcia decyzji do działania. Standardowo, działając bez planu, musimy się każdorazowo zastanowić co konkretnie zamierzamy zrobić zanim faktycznie to zrobimy. Wyzwania mogą stanowić pewną wskazówkę, która ułatwia nam wybór i przejście bezpośrednio do działania. Na przykład zamiast zastanawiać się jaka książka poszerzyłaby nasze czytelnicze horyzonty spośród wszystkich wydanych na świecie myślimy tylko o "książce która otrzymała nagrodę Nike" albo "książce, której bohater jest w naszym wieku", albo "książce, której autor zginął przed ukończeniem 30 roku życia". Dzięki zawężeniu, dużo łatwiej dokonać wyboru kolejnej lektury. Ponadto jesteśmy w stanie na bieżąco monitorować, czy czytamy dość, czy niewystarczająco szybko względem naszych własnych oczekiwań i zdecydować, czy to oczekiwania były zbyt duże, czy może możemy coś zrobić, żeby faktycznie osiągnąć swój cel. 


A co jeśli wolę czytać po swojemu, w swoim tempie i co chcę?

To zwyczajnie to rób. Doskonale rozumiem, że każdy ma swoje przyzwyczajenia i nie na każdego wyzwania działają motywująco. Jeśli dla ciebie czytanie w inny sposób ma większą wartość, pozazdrościć samoświadomości. Nie widzę natomiast sensu w ogłaszaniu tego wszem i wobec pod każdym wyzwaniem książkowym. Stwierdzenie: "a ja będę robić po swojemu" nic na wyzwaniowych grupach nie wnosi, nie sprawia, że stajesz się częścią społeczności (wręcz odgradzasz się od niej na starcie) i ani nikogo nie motywuje do realizacji wyzwania, ani nie przekonuje do twojego sposobu działania. To trochę tak jakby na grupie o pieczeniu ciastek pojawił się miłośnik pieczeni i stwierdził: "A ja ciastek w sumie nie lubię, to będę na grupie pisał o nowych przyprawach do mięs". Fajnie robić mięsa, ale niekoniecznie ludzie ciastkowi są tym zainteresowani. Od tego są inne grupy. Niech każdy z nas czytelników czyta jak chce, kiedy chce, z kim chce i co chce, byle czerpał z tego jak najwięcej przyjemności i dał czerpać przyjemność z czytania inaczej pozostałym.


Jeśli uważacie, że warto, żebym również przygotowała jakieś wyzwanie czytelnicze, koniecznie dajcie znać w komentarzu. Tymczasem życzę sobie i wam samych dobrych lektur i realizacji tych wyzwań czytelniczych, które podejmiemy świadomie i sami bez nacisków.


Komentarze